27 maja 2013

Rodzicielstwo a wewnętrzne dziecko

 

Jednym z ważnych wątków, które podejmuje w swoich książkach Aneta Łastik, jest przekonanie, że aby być dobrym rodzicem dla swoich realnych dzieci, potrzeba uregulowania stosunków ze swoim wewnętrznym dzieckiem

W innym wypadku wewnętrzne dziecko rodziców okaże się zazdrosne o wymagania realnego dziecka, co rodzić może wiele konfliktów i frustracji.

19 maja 2013

To już tuż tuż

 

Długotrwałe oczekiwanie na coś upragninego to proces składający się z wielu faz. Początkowo, kiedy wyczekiwany efekt jest jeszcze odległy w czasie, nie zaprząta on aż tak bardzo naszej uwagi. Jest jeszcze wiele innych pilnych spraw, które go w pewien sposób zasłaniają. Jednak w miarę zbliżania się do kulminacyjnego momentu napięcie rośnie. Zewnętrzne czynniki jakby ustępują miejsca wewnętrznemu skupieniu. Nasze myśli z coraz większą częstotliwością krążą wokół celu oczekiwania. Narasta świadomość zbliżania się do wielkiego i ważnego przełomu, który w mniejszym bądź większym stopniu zmieni nasze życie. 

fot. Krzysztof Wieczerzak ©

Zastanawia mnie najbardziej ten ostatni etap. Kiedy ma się świadomość, że to właściwie już, ale jeszcze nie teraz.  

Czym wypełnić ten wyjątkowy czas? Jak go przeżywać?

Oczekiwanie oznacza przygotowywanie się, szykowanie się na coś. Jest to więc proces stawania się coraz bardziej gotowym na podjęcie czegoś nowego, nieznanego, wyjątkowego. Tę gotowość zdobywa się stopniowo, załatwiając wiele zewnętrznych spraw, ale kluczowe wydaje mi się jednak w tym procesie przygotowanie wnętrza. Dojrzewanie nas samych do przełomowego zdarzenia. 

To jest jak robienie wokół siebie miejsca. Wokół siebie, a może bardziej nawet - w sobie. Wtedy zewnętrzna krzątanina powoli milknie, ustaje nasze zabieganie. Coraz bardziej koncentrujemy się na tym, co ma przyjść, a jeszcze chwilowo nieobecne. 

Zatrzymujemy się w końcu... Żeby... Za moment... Otrzymać... I trzymać to, co upragnione...

Jakże nam w życiu potrzeba takich chwil wstrzymanego oddechu, napiętego nawet oczekiwania. Kiedy prawie już nie możemy wytrzymać

Kiedy uświadamiamy sobie, co naprawdę jest dla nas ważne.

Obyśmy umieli w porę wyciszyć zewnętrzną bieganinę i pozwolić sobie na ten etap tworzenia wewnętrznej przestrzeni na to, co nowe i wytęsknione.

18 maja 2013

Wylegiwanie się

 

Zaraz po przebudzeniu - nie musieć zrywać się na równe nogi. 

Mieć czas, aby spokojnie otwierać i przymykać na dłuższą chwilę oczy. Przewracać się z boku na bok, przeciągając spokojnie ciało. Rozkoszować się miękkością poduszki i ciepłem prześcieradła. Pozwolić sobie na leniwe pojawianie się w głowie pierwszych myśli. 

Delektować się tą fazą przejściową, w której ciało i umysł może spokojnie nastroić się do przejścia z bierności w działanie.

Strzec tej chwili jak skarbu. Przynajmniej w niektóre dni. 

17 maja 2013

Przeszywanie

 

Zastanawiają mnie czasem te metamorfozy naszych ubrań - przeszywanie, przeróbki krawieckie...

By ubrania nam pasowały,
by były na naszą miarę,
by poprawić nasz wizerunek,
by modelowały naszą sylwetkę,
byśmy mogli w nich poczuć się naprawdę komfortowo
i pięknie...

***
Gdy zmienia się nasze ciało, potrzebna jest zmiana tego, co je bezpośrednio otacza, a więc przeobrażenie naszych ubrań.

Gdy doświadczamy wewnętrznej przemiany, nasze otoczenie również musi jej doświadczyć, by nastąpił akt dopasowania.

***

Jest zarazem coś gwałtownego i łagodnego w takim  P R Z E S Z Y W A N I U. Bolesne przebijanie się kłującej i ostrej igły, z którą idą cienkie, lekkie, wiotkie i miękkie nici...  

14 maja 2013

Wniebowstąpienie - tajemnica bolesna

(Dz 1, 1-11)

 

Niewidzialność Boga od zawsze była dla mnie trudnym doświadczeniem. Niemożność poznania Go poprzez zmysły... W gruncie rzczy na tym ufundowana jest wiara. Gdyby dało się Boga zobaczyć, już nie trzeba by w Niego wierzyć - pozostałby może tylko problem zawierzenia Mu.

Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. 

Choć wiem, że Kościół traktuje Wniebowstąpienie jako wydarzenie pełne triumfu i chwały, ja przede wszystkim odkrywam je jako sytuację bolesną - związaną z trudem rozstania i pożegnania. Tak po ludzku, to chce mi się po prostu płakać z żalu i tęsknoty. I czuję, że Jezus dobrze ten smutek rozumie. Wszak i On płakał nad grobem Łazarza.

A jednak Jezus nie umarł. A raczej umarł, ale zmartwychwstał i  żyje wiecznie. Nie tylko czeka na człowieka w niebie, ale też zapewnia o swojej stałej obecności pośród nas dzięki działaniu Ducha Świetego. Ta nieustanna bliskość jest możliwa właśnie poprzez ową trudną do zaakceptowania niewidzialność, której nie ograniczają już żadne względy fizyczne. Paradoksalnie poprzez swoją niewidzialność Jezus może być wszechobecny - to znaczy duchowo dostępny dla każdego człowieka w każdym miejscu i o każdej porze.
  
Wciąż również aktualna jest obietnica jego powtórnego przyjścia, budząca lęk pomieszany z radosną ekscytacją:

I rzekli [mężowie w białych szatach]: "Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od Was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba".

13 maja 2013

Namiot

(linki do rozważań na dole strony)

 

Jestem głeboko przekonana, że rozwój człowieka powinien obejmować wszystkie sfery jego funkcjonowania. Nie tylko ciało, nie tylko intelekt, nie tylko emocje, ale taże duchowość. Stąd od początku tworzenia tego bloga, kiełkowało we mnie pragnienie, by znalazło się w DoM-u takie Pomieszczenie, w którym mogłabym inspirować innych do poszukiwania głębszego kontaktu z Bogiem. Długo nie miałam jednak pomysłu, jak ta przestrzeń miałaby się nazywać. Nie byłam też przekonana, że trzeba ją jakoś specjalnie wydzielać - przecież tak naprawdę każde miejsce jest dobre na modlitwę, o ile w sobie znajdziemy dość przestrzeni na wyciszenie i odcięcie się od codziennej krzątaniny.

W końcu postanowiłam nazwać to miejsce Namiotem - w nawiązaniu do Namiotu Spotkania, czyli miejsca poza obozem, w którym modlił się Mojżesz (por. Wj 33, 7-20). Jako oazowiczka miałam kiedyś okazję poznać bliżej i praktykować tę właśnie formę pogłębiania życia duchowego. Jest mi ona wciąż bardzo bliska. Zachęcam, by przeczytać, co o niej mówił ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło-Życie.


Namiot Spotkania jest dla mnie o tyle inspirujący, że stanowi jeden ze sposobów medytacji chrześcijańskiej. Pośród mody na różnego rodzaju medytacje wschodnie - propozycja Kościoła wydaje się wciąż żywa, atrakcyjna i warta głębszego poznania. 

Chciałabym, by mój przyszły Ośrodek Rozwoju Osobistego odznaczał się właśnie profilem chrześcijańskim, gdzie można by proponować ludziom rozsmakowanie się w kontemplacji Słowa Bożego i czerpania z niego siły do twórczego Życia.

To okno będzie więc miejscem, w którym pojawiać się będą linki do krótkich rozważań biblijnych mojego autorstwa. Ufam, że to moje dzielenie się doświadczeniem duchowym zainspiruje Was do własnych poszukiwań
  

Przejdź do rozważań:

12 maja 2013

Guziki

 

źródło zdjęć: www.szufladapasji.blogspot.com




Przyszło mi ostatnio do głowy, że czasem wystarczy zmienić w starym swetrze guziki, by wyglądać inaczej... 

Odkryć swoją pomysłowość i piękno.

 

11 maja 2013

Gotowość

fot. Krzysztof Wieczerzak ©

Bez względu na to, jak ważna jest w życiu cnota cierpliwości i jak wielką wartością jest umiejętność czekania, nie można całego życia spędzić w poczekalni.

Jak często odkładamy siebie na później?

Jak często wydaje nam się, że to jeszcze nie pora, by zająć się swoimi prawdziwy potrzebami i piętrzymy przed sobą całą masę spraw rzekomo pilniejszych, które trzeba zrobić już, a najlepiej na wczoraj?

Zauważyłam ostatnio u siebie ten mechanizm. 

Kiedyś byłam w norweskich górach. Rozległy płaskowyż. Nieograniczona przestrzeń. Dostojna szarość skał, czysty błękit nieba upstrzony białymi obłokami, ciemna zieleń iglastych krzewów kołysanych delikatnym wiatrem, cisza odzywająca się tylko łomotem szumiącego wodospadu, prawie żadnych ludzi, jakieś przytłumione odgłosy z oddali... Stałam urzeczona i wiedziałam, że ta przestrzeń wzywa mnie w głąb siebie, a ja tamtego dnia nie mogłam pójść już dalej. Ale zakochałam się wtedy w tamtych górach i obiecałam sobie, że na pewno kiedyś tam powrócę, by przemierzyć tę przestrzeń swoimi krokami, pobyć tam przez jakiś czas dłużej - w scenerii, która stała się dla mnie symbolem wolności.

To jest jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam w życiu. Nie udało mi się tam jeszcze powrócić z przyczyn chyba obiektywnych. Ostatnio jednak miałam okazję, by zadać sobie pytanie, co było dla mnie w tamtym doświadczeniu tak elektryzującego, co właściwie tamta sytuacja i tamten zachwycający krajobraz mówi mi o mnie.

Zdałam sobie sprawę, że w dużej mierze moje dotychczasowe życie oparte było właśnie na czekaniu, na pełnym nadziei wychylaniu się w przyszłość, które było też pełne lęku, że to, na co czekam, się nie ziści. Tak, jakbym zupełnie nie miała na to wpływu.

A teraz myślę, że wpływ - choćby niejedną barierą ograniczony - to ja jednak mam!

Myślę, że nie warto za bardzo skupiać się w życiu na tym, co niedokonane, co w fazie przygotowania, które często trwa w nieskończoność. Czasem trzeba pozwolić sobie na nieidelność pewnych projektów i po prostu aktywnie ponieść je w życie, sprawdzić teorię w działaniu, dokonać czegoś - choćby było to niedoskonałe przedsięwzięcie. Żyć, zamiast ciągle przygotowywać się do prawdziwego życia. 

Poderwać się w końcu do lotu. By ogarnąć skrzydłami przestrzeń. I poczuć trochę wolności...