25 kwietnia 2013

Pożegnanie z matką


Relacja z matką zdaje się jedną z podstawowych sił determinujących nasze życie. To, jak wyglądała nasza więź z rodzicielką w dzieciństwie, zapada w nas bardzo głęboko i potrafi wpływać na nasze zachowania, uczucia, wybory przez całe życie.

Miarą dojrzałości jest umiejętność spojrzenia z dystansu na ten bagaż doświadczeń zafundowanych nam przez matkę w dzieciństwie. Dystans rozumiem jako możliwość w miarę obiektywnego oglądu sytuacji - uwzględnienie zarówno tego, co było otrzymanym dobrem, jak i tego, co okazuje się obciążeniem, niepotrzebnym balastem. Żeby stać się dorosłym, trzeba zobaczyć i uznać, że matka nie była idealna, bez względu na to, jak ważną osobą jest dla nas. Bo zawsze jest ważną osobą już przez sam fakt uczestnictwa w akcie naszych narodzin. Co więcej, jest ważna, nawet jeśli była bardzo niedoskonała.

Aby dorosnąć, trzeba pożegnać się z matką. Jest to tak naprawdę proces polegający nie tylko na fizycznym wyprowadzeniu się z domu rodzinnego. Chodzi tu raczej o mentalne i emocjonalne odcinanie się. Czasem w ten sposób trzeba odseparować się od matki, która faktycznie już zmarła, ale w jakiś tajemniczy sposób żyje w nas nadal.

W pewnym sensie łatwiej jest pożegnać się na tym psychicznym poziomie z matką, która była bardzo toksyczna. Wtedy chodzi o to, by zaopiekować się skrzywdzonym wewnętrznym dzieckiem, zadbać o swoje emocje, rozpoznać i spróbować przemodelować niezdrowe mechanizmy rządzące w niekorzystny sposób naszym życiem. Takie pożegnanie z toksyczną matką oznacza postawienie granic, danie sobie prawa do złości i żalu oraz rozpoczęcia życia według nowych, samodzielnie ustanawianych norm.

Ale i z dobrą matką trzeba się pożegnać, aby móc w pełni dojrzewać i rozwijać się w sposób twórczy i niezależny. W tym pożegnaniu odczuwa się boleśnie trud odłączenia, ale odkrywa się paradoksalnie, że nie musi ono oznaczać przerwania bliskości. Jest to doświadczenie uwalniające zarówno dla dziecka, jak i dla matki. Pamiętając o wyjątkowej więzi, która łączy z rodzicielką, można swobodenie i samodzielnie rozwinąć skrzydła, wykorzystując cały potencjał, w jaki nas wyposażyła ta relacja.

23 kwietnia 2013

Karmnik

  

W kuchni na parapecie stoi jeszcze karmnik.


Wiem, że to może pytanie nie w porę
ale od jakiegoś czasu ciągle chodzi mi po głowie.

Co robisz częściej?  
Żywisz nadzieję czy dokarmiasz wątpliwości?

zdjęcie ze strony http://www.krzynowlogamala.pl

22 kwietnia 2013

ALFABET UCZUĆ

Bezradność

 

Osobiście wiem na jej temat tyle, że pojawia się często jako reakcja na lęk i wiąże się ze strachem przed okazaniem złości. Tymczasem złość okazuje się bardzo skuteczną ochroną przed tym uczuciem, które przeżywane na dłuższą metę może prowadzić do rzeczywistej życiowej nieporadności, depresji i bierności. 

Dlatego też, gdy już pozwolę sobie, aby dotknęło mnie moje poczucie bezradności i związany z nim smutek, zwątpienie i obawy, biorę pustą kartkę papieru, zapisuję po kolei i skreślam - mówiąc tym samym mojej bezradności STOP i robiąc miejsce dla złości!

                        bezradność                                                               bierność

  załamywanie rąk                                                użalanie się nad sobą

                                                  brak poczucia własnej wartości

               pesymizm                                                                     depresyjny nastrój


                                  poczucie tragizmu sytuacji                            

                   straszenie się

                                                                                           brak poczucia wpływu

spadek motywacji                                       załamanie                        
                                               kompleksy

  negatywne myślenie                                                                   tkwienie w dole

             i tak się nie uda...               nie warto się starać...

                                       usiąść i płakać...                        
                                                                                       
                                                      nic mi nie da, że się zezłoszczę...


A Ty?
Wiesz, skąd bierze się Twoja bezradność?
Z jakimi innymi emocjami jest sprzężona?
Masz na nią jakiś sposób?

21 kwietnia 2013

ALFABET UCZUĆ

(z miłości do Ludzi i Liter)

 

Chciałabym dzisiaj w pracowni zapoczątkować cykl wpisów dotyczących uczuć. Od pewnego czasu towarzyszy mi bowiem takie przekonanie, że bardzo wielu ludzi nie do końca potrafi żne swoje stany emocjonalne zauważać, nazywać i przeżywać we właściwy sposób. Nie zostaliśmy tego nauczeni w dzieciństwie. Wygląda na to, że jest to sfera, z którą nie za bardzo wiemy, jak się obchodzić. A przecież nie da się od niej uciec. I chyba nie warto, bo w gruncie rzeczy to bardzo piękna część ludzkiej osobowości i egzystencji. Chciałabym wskazać kilka pomysłów na to, co w ogóle można z różnymi uczuciami zrobić.


Od razu nasuwa mi się taka ogólna zasada, którą warto zapamiętać. 
Otóż uczucia trzeba przede wszystkim przeżywać
I to w dodatku przeżywać wszystkie. 
To znaczy - nie  tylko te przyjemne, ale także te trudne i niezbyt lubiane. 


Dla mnie prze-żywać uczucia znaczy przede wszystkim nie uśmiercać ich, czyli nie tłumić, nie wrzucać do kosza, nie zamiatać pod dywan, nie udawać, że ich nie ma, kiedy są, bo inaczej mogą nagle i nieoczekiwanie wybuchnąć ze szkodą dla nas.

Prze-żywać uczucia znaczy akceptować je, uwalniać, konstruktywnie wyrażać, panować nad nimi i z korzyścią dla siebie nimi zarządzać.

Tak więc już niedługo pojawią się pierwsze wpisy dotyczące rożnych emocji, przy czym kolejność nie będzie alfabetyczna. Bynajmniej też nie uważam się w tej kwestii alfą i omegą. Ostatecznie ekspertem od swoich uczuć może być tylko ich właściciel. 

Na koniec zostawiam Was z kilkoma pytaniami:

Co dla Ciebie oznacza pocz?  
Jak często masz poczucie czucia czegoś? 
Co ostatnio bardzo intensywnie poczułeś

12 kwietnia 2013

 Zmieścić się w czasie

 

Ostatnio miałam okazję brać udział w kilku wydarzeniach, podczas których pewne osoby nie potrafiły zmieścić się w zaplanowanym na ich wystąpienie czasie. Te doświadczenia dały mi dużo do myślenia.

Wydaje mi się, że są dwie główne przyczyny, z powodu których trudno jest nam zmieścić się w przeznaczonym czasie.

Po pierwsze - bardzo często, kiedy coś planujemy lub organizujemy, nie oceniamy realnie naszych możliwości. Bardzo wiele czynności zajmuje nam zwykle więcej czasu niż się spodziewamy i aby uniknąć późniejszej frustracji warto wziąć to pod uwagę. Można wiele zyskać, kiedy z góry wydłuży się czas na spotkanie z przyjacielem, sprzątanie czy pisanie ważnego artykułu. Wtedy unikamy presji, nie poganiamy ciągle samych siebie, możemy spokojnie zanurzyć się w wykonywaniu jakieś czynności i robić coś z większym zaangażowaniem.

Zdarza się jednak, że naprawdę nie mamy na coś wiele czasu, albo że ramy czasowe jakiegoś przedsięwzięcia są nam z góry narzucone. Wtedy wielką mądrością okaże się umiejętność skupienia uwagi na tym, co w wykonaniu danego zdania najważniejsze. Zdolność wyboru najistotniejszych informacji, które trzeba przekazać podczas dwudziestominutowej prelekcji, czy też decyzja o wyborze trzech najpilniejszych spraw do załatwienia danego dnia spośród dziesięciu innych jest dowodem szacunku w stosunku do innych i do samego siebie. Próbując w ten sposób utrafić w sedno, uczymy się czerpać radość z owocnego wykorzystania powierzonego nam czasu.

W ostatecznym rozrachunku bowiem CZAS, który mamy, to nasze ŻYCIE. Warto zdać sobie sprawę z pola możliwości, jakimi w nim dysponujemy, oraz z jego ograniczeń... 



Rys. Andrzej Tylkowski


7 kwietnia 2013

Maliny

 

Ulubioną część mojego jadłospisu stanowią owoce. Kojarzą mi się z soczystym latem i dojrzewaniem w słońcu. Jest coś zachwycającego w procesie powstawania owoców, które stanowią ukoronowanie procesu wegetacyjnego. Lubię myśleć o tajemniczym zalążku życia, który kryje ich wnętrze w postaci pestek nasiennych.
 
zdjęcie z Wikipedii
 
Moje ulubione owoce to maliny. Ich czerwień, miękkość, słodycz, zapach są prawdziwą rozkoszą dla podniebienia - i nie tylko! Nawet moje palce lubią lekkość, z jaką maliny oddzielają się od dna kwiatowego. Tu nie ma mowy o zrywaniu. Tylko delikatne, łagodne oddzielanie...

Podoba mi się jeszcze sam kształt malin. Używając języka botaniki - malina to wielopestkowiec, co oznacza, że zbudowana jest z wielu drobnych owocków sczepionych ze sobą za pomocą maleńkich włosków.
 
Illustration Rubus idaeus0.jpg
rycina z Wikipedii

Ktoś może oczywiście zapytać, co to wszystko ma wspólnego z kuchnią i jedzeniem. A ja myślę, że ma i to sporo. Świadomość, zachwyt, afirmacja cudów, jakie kryje dla nas natura może podsycać naszą wolę życia, troszczenia się o siebie i swój stan zdrowia oraz dobre samopoczucie.

Ot jeszcze inne spojrzenie na wzmacniające działanie malin!

6 kwietnia 2013

Źródło inspiracji

 

Na spiżarnianą półkę dokładam dzisiaj linka do bloga Marty Waszczuk pt. Źródło inspiracji:

 


Marta jest coachem oraz założycielką Klubu Przedsiębiorczych Mam, co również wydaje mi się bardzo ciekawą inicjatywą. Byłam na kilku spotkaniach takiego klubu w Krakowie i sporo zaczerpnęłam. Polecam!


 

5 kwietnia 2013

Strefa komfortu?

 

Z jednej strony zależy mi, abyście jako moi goście czuli się w przestrzeni DoM-u swobodnie, wygodnie, stabilnie i pewnie. Byście mogli to miejsce potraktować jako bezpieczną przystań.

Z drugiej - chciałabym Wam w DoM-u rzucać nowe wyzwania i zachęcać do wypływania na głębokie wody otaczającego świata, ale i własnego wnętrza. 

Zdaję sobie sprawę, że czasem szczere spotkanie z samym sobą wiele kosztuje i wymaga sporej odwagi. Nazywanie swoich prawdziwych potrzeb, uczuć i oczekiwań oraz konfrontowanie tego z rzeczywistością nie zawsze przebiega w  łagodny sposób, czasem wiąże się z ryzykiem. Na początku to nie zawsze stwarza stuprocentowy komfort.  

Wierzę jednak, że docieranie do siebie i życie w zgodzie z sobą oraz pielęgnowanie głębszego kontaktu z własnym wnętrzem warte jest tej ceny.

Prawdziwy komfort rozumiem jako stan samoświadomości związanej z odpowiedzialnością za swoje życie i rosnącym poczuciem wpływu na jego kształt.

4 kwietnia 2013

Wytrwać do końca

 

W sytuacji zniechęcenia i zniecierpliwienia, kiedy nie starcza mi już motywacji do kontynuowania jakiegoś długoterminowego przedsięwzięcia... Krótko mówiąc - kiedy czuję się wyczerpana, a upragnionego końca jeszcze nie widać - odnajduję pokrzepienie w słowach Ryszarda Kapuścińskiego:

"Jakże potrzebne jest nam nie koło ratunkowe, pozwalające biernie unosić się na powierzchni, ale mocna kotwica, którą człowiek mógłby się przykuć do swojego dzieła".