20 października 2013

Kim chciałbyś zostać?

 

To pytanie zadaje się najczęściej dzieciom w wieku przedszkolnym, pozwalając im puścić wodze fantazji i dać się ponieść marzeniom o przyszłej ukochanej pracy.

Później - w wieku szkolnym, zwłaszcza zaś nastoletnim - zapytanie to nabiera nowych odcieni: powagi i troski. Jaką drogę zawodową zamierzasz wybrać? Czy nadajesz się do takiej pracy? Czy masz  wystarczająco dużo wiedzy i umiejętności, by zacząć uczyć się wybranego fachu? Czy zajęcie to będzie dla Ciebie opłacalne i przyniesie przyzwoity dochód? Gdzieś w tym wszystkim pomija się często kwestię marzeń, pasji, talentu i predyspozycji.

W wieku dorosłym, gdy zawsze już kimś się jest, często brakuje nam czasu i motywacji, aby zadawać sobie takie pytanie. Tyle wysiłku poświęciliśmy na zdobycie odpowiedniego wykształcenia oraz znalezienie tzw. pracy w zawodzie, że boimy się chyba stanąć w pewien sposób w punkcie wyjścia. To pytanie naraża nas bowiem na skonfrontowanie naszych wyobrażeń o wybranym zawodzie z rzeczywistością, a to często bywa trudne. Wolimy więc odpowiadać na pytanie o faktyczny stan: "Kim jestem?", a nie o możliwość ewentualnej zmiany.

Tymczasem, to widniejące w tytule posta pytanie zdaje się być nader inspirujące, uwalniające, pozwalające na nowo skontaktować się z własnym sercem i ocenić, w jakim miejscu jesteśmy i do jakiego chcielibyśmy zmierzać. Daje możlwość wzięcia udziału w przygodzie aktywnego określania swojej tożsamości, dzięki czemu życie ma szansę stać się naprawdę ciekawe.

A zatem:
Kim Ty chciałbyś zostać w przyszłości?

18 października 2013

Przyjąć nieidealne


W zaniedbanej i zakurzonej nieco blibliotece proponuję przycupnąć dzisiaj w przytulnym kąciku zwanym czytelnią.

A tutaj krótka "notatka prasowa", która mocno przemówiła w ostatnich miesiącach do mojego serca. Fragment pochodzi z artykułu zatytułowanego "Wiara, czyli życie bez pogańskiej obawy", który napisał ojciec Paweł Porwit OCD ("Głos Karmelu" 2013/4).

(...) potrzeba wielkiej odwagi, aby przyjąć to, co nieidealne. Wedle naszych wyobrażeń spełnienie obietnicy wiąże się z czymś idealnym i atrakcyjnym. Przyjęcie więc tego, co tak mało atrakcyjne w naszym życiu, wymaga odwagi i twórczości. Jak rozpoznać w nieciekawych i niepozornych szczegółach prawdziwą obietnicę? Ile potrzeba  wiary, aby żyć obietnicą, nawet wtedy, gdy bardziej oczywiste wydaje się jej niespełnienie? (...)

Chodzi o to, aby być gotowym do przyjęcia wydarzeń, które zaprzeczają osobistej wizji szczęścia bez przekonania, że jest to zło konieczne. Wierzący to ten, kto potrafi przyjąć niepożądane fakty w sposob hojny, serdeczny i wspamiałomyślny, nie dając im odczuć, że są niechcianym gościem. Nie chodzi o zwyczajną akceptację tego, co i tak jest nieuniknione. Chodzi o to, żeby wyjść temu naprzeciw, przyjąc postawę czynną i odpowiedzialną również wobec zła, które mnie spotyka i które mogłoby mnie zniszczyć. Wierzący jest odważny nie tylko poprzez gotowość do życia obietnicą. Jest także inteligentny w jej rozwiązywaniu i w ropoznawaniu drogi jej realizacji. Jako, że obietnica jest zawsze niewyczerpana i ciągle odsłania się na nowo, życie człowieka wierzącego stawia go w całkowitej i nieustannej zależności. Odpowiedzią na obietnicę może być jedynie wiara przeżywana jako aktywne oczekiwanie, czyli uczenie się rzeczywistości. Wiara, o której możemy powiedzieć, że jest potrzebowaniem i pragnieniem. Jest nieustanną zgodą na zależność i na bycie zaskakiwanym. Dlatego też życie człowieka wierzącego jest ciekawsze. (...)

Wiara oznacza przyjmowanie również tego, czego się boję i co odrzucam. Wiara to przyjmowanie życia bez pogańskiej obawy, że coś utracę. (...)

Wiara jest odwagą przyjmowania tego, co nieidalne. Ziemia obiecana nie jest tym, co idealne, ale tym, czego najbardziej potrzebujesz. Ziemia obiecana jest prawdą, która mówi: Bóg jest wierny. (...)
 

15 października 2013

Perły



Cóż... Strych to chyba nie jest najlepsze miejsce na przechowywanie pereł. Choć nie ulega wątpliwości, że to skarb, który mocno przemawia do mojego wnętrza i zasługuje na tak klimatyczne i kameralne miejsce...

Perła na muszli perłopława
zdjęcie ze strony Wikipedii

Garderoba? Owszem - jako element biżuterii. Czyste, lśniące i gładkie. Synonim elegancji, szyku i piękna... To powiązanie jest jednak zbyt powierzchowne, zbyt oczywiste...

W salonie... Koniecznie!!! Na jednym z obrazów Mistrza Vermeera. Spotęgowanie piękna... 

Vermeer, Ważąca perły

Kocham perły. Dlatego postanowiłam rozsypać je po różnych pomieszczeniach DoM-u. W każdym z nich może znaleźć się dla nich jakiś tajemniczy zakamarek

Najbardziej jednak bliskie są mi w poczekalni. Kiedy myślę o tym, jak powstaje perła, łatwiej znosić mi wszystkie codzienne udręki i bóle. Ten klejnot jest dla mnie znakiem wartości zdobytej dzięki cierpliwemu - pełnemu boleści nieraz - oczekiwaniu.

Perły są wytworem małży – perłopławów
zdjęcie ze strony Wikipedii


To Daniel Ange napisał niegdyś pięknie, że perła jest łzą zranionej muszli.

Gustaw Herling-Grudziński zaś ujął to tak:

Perła rośnie i dojrzewa latami w muszli wokół jądra wielkości ziarenka piasku, w tempie, które wolno nazwać czasem zatrzymanym.

I dalej w kontekście twórczości Mistrza z Delft:

Czas zatrzymany zaś (...) jest duchem malarstwa Vermeera. Chciałbym wierzyć, że Vermeer "rozsypał" w swoich obrazach tyle pereł, aby uzmysłowić - może tylko sobie? może także innym? - jak powstawały w oku i w wyobraźni artysty. Każdy jego obraz jest perłą.