30 listopada 2013

Budowlany zastój

 

Już niedługo rok upłynie od czasu, gdy ten blog istnieje w sieci, a tu częstotliwość pojawiania się nowych wpisów spadła, próby docierania do nowych czytelników żadne, w związku z czym mała liczba odwiedzających jak narazie...

Piszę to z lekkim uśmiechem na twarzy. Ze spokojem. I odrobiną smutku także.

No, ale tak to już w życiu bywa.

To nieprawda, że można mieć w życiu wszystko i od razu.

Uczę się tego od dawna.

Intensywne macierzyństwo, przeprowadzka, dopinanie pracy naukowej na ostatni guzik sprawiły, że bywam tu rzadziej. Co nie znaczy - mniej chętnie.

Ot, budowlany zastój... I do tego jeszcze DoM-owy Ogród od wiosny leży odłogiem... Choć odłogi też bywają ładne ;)

Ale jednak ten blog jest. Istnieje. Powoli rozwija się. 

Jest jak młode drzewo w cieniu starych...

Wszystko, co robię teraz w związku z marzeniem o Ośrodku Rozwoju Osobistego jest jak trwanie ziarna pod ziemią. W ukryciu. Niby nie widać nic. A jednak ono tam jest. Wykiełkuje, wyrośnie, zakwitnie i zaowocuje. Co do tego nie mam wątpliwości!

Piszę to z uśmiechem na twarzy!

10 listopada 2013

Klarowanie wina

 

Wino jest tym, co w naszym życiu dobre, ważne, wartościowe - co dodaje temu życiu smaku. Ja tak patrzę na wszystko, co związane z wewnętrznym rozwojem.


zdjęcie pochodzi ze strony www.dobra-rada.pl


Żeby powstało wino - potrzeba owoców, a żeby były owoce - potrzeba drzew albo krzaczków. Idąc tym tropem i próbując dotrzeć do źródła, uświadomimy sobie, że proces powstawania wina jest bardzo długi i skomplikowany. Można włączyć w niego: sadzenie drzewa, pozwalanie na to, by zadziałały na nie czynniki tak niezależne od nas, jak słońce i woda, wreszcie - przycinanie gałązek

Bolesne, ale konieczne...

Jednak na tym nie koniec. Wino musi się wyklarować.

Klarowanie wina nie jest bynajmniej zabiegiem czysto kosmetycznym, służącym wyłącznie poprawie jego aparycji. Pozbycie się zawiesin i osadów ma bowiem także inny, z winiarskiego punktu widzenia bardziej nawet istotny cel – stabilizację fizykochemiczną i mikrobiologiczną, tak aby po rozlaniu wina do butelek nie zdarzyły się w nim już żadne przykre niespodzianki.

Rozwijając swoje wnętrze też musimy przejść ten sam proces. Jeśli już dopracujemy się w pocie czoła, jakiejś wizji czegoś, gdy już odkryjemy, co jest naszym dobrem, potrzeba jeszcze czasu, by doszło do ostatecznego wyklarowania, tzn. oczyszczenia, rozjaśnienia, przejrzystości...

W tradycyjnej technologii winiarskiej wino po drugim przelaniu pozostawia się w spokoju, żeby samoczynnie wytrąciła się kolejna porcja osadu i po jakimś czasie – zwykle po paru miesiącach – przelewa się je po raz trzeci. Podczas dalszego dojrzewania w zbiorniku lub w beczce wino co kilka miesięcy przechodzi taki zabieg, aż przestanie wytrącać osad i uzyska całkowitą stabilność

To, co czasem nowe, zapierające dech w piersiach, napawające dumą i entuzjazmem, musi zwyczajnie potrwać w czasie, byśmy mogli przyjąć to jako pewną nową normę bycia...

Taki naturalny proces klarowania i stabilizacji wina przez kilkukrotną sedymentację i kolejne zlewanie znad osadu jest wciąż stosowany przez niektórych winiarzy-tradycjonalistów. Uzyskanie tym sposobem całkowicie stabilnego wina wymaga jednak co najmniej roku pracy, a może trwać nawet kilka lat. W środkowej Europie, zanim powszechniej zaczęto stosować filtrację zwyczaj nakazywał zlewać wino znad osadu trzy razy w pierwszym roku po fermentacji, dwa razy w drugim i raz w trzecim – i dopiero potem można je było rozlać do butelek.

(cytaty dotyczące klarowania wina zaczerpnęłam z artykułu Wojciecha Bosaka, www.winologia.pl)