23 lutego 2013

Naskórek


Kolor płytek, dylematy: wanna czy prysznic, rozmiar lustra, ilość szafek i kształt umywalki, a do tego góra kosmetyków i sterty wzorzystych ręczników.

W tym wszystkim tak naprawdę łatwo zatracić to, co najważniejsze. A przecież to nasze ciało powinno królować w łazience.

Oczywiście jej wyposażenie ma ogromny wpływ na poziom relaksu, jaki odczuwamy podczas codziennego dbania o higienę i warto zadbać o funkcjonalność i estetykę wnętrza łazienki.

Zachęcam jednak - jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - by niezależnie od tych zewnętrznych czynników przede wszystkim podejść z należytą uwagą do rutynowych czynności związanych z myciem się i pielęgnacją naskórka.

To może być naprawdę ożywcze doświadczenie. Takie odświeżenie więzi ze swoim ciałem, a ściślej z tą najbardziej zewnętrzną, cieniutką jego warstwą, która zarazem oddziela i łączy nas ze światem.

Poczuć strumienie czystej wody na skórze, rozpieścić ją subtelnym zapachem, otulić miękkim i ciepłym ręcznikiem... Troskliwie, czule, świadomie...  

Delikatność jest w Twoich dłoniach.

17 lutego 2013

Cyrk motyli

Tym razem w salonie zapraszam do wspólnego obejrzenia krótkiego filmu.

Nie mogę napisać, że jest lekki i łatwy. Warto jednak przedrzeć się przez trudny początek, bo przesłanie jest bardzo bogate. Film o "pięknie, które może powstać z popiołów". Poza tym urzekł mnie muzyką i kilkoma detalami. Polecam.


A przy okazji - gorąco zapraszam Was do pisania komentarzy. Podzielcie się Waszymi wrażeniami z filmu. Zależy mi na tym, żeby w DoM-u słychać było Wasze głosy.   

14 lutego 2013

Cierpliwość do siebie



Dzisiaj w poczekalni zachęcam do spojrzenia w lustro. Nie tylko po to, by zatrzymać przez chwilę wzrok na swojej twarzy i nie tylko po to, by odkryć swoje piękno.

Chciałabym, byście zobaczyli w tafli lustra obraz swojej osoby, ale także zwrócili uwagę na obramowanie zwierciadła.

Każdy ma takie swoje granice. Warto jednak przyjąć w stosunku do nich pozytywną postawę. Patrząc w lustro, zaakceptować nie tylko siebie, ale także jego ramy

Warto doskonalić się w tej przestrzeni, którą wyznaczają nasze ograniczenia. Daje to możliwość rozwoju, który nie jest tylko powierzchowny - to znaczy nie polega na poszerzaniu czy rozciąganiu  swoich kompetencji tylko w prawo, w lewo, do góry i na dół, ale przede wszystkim w głąb

Przecież w tafli lustra nie widać wszystkiego. Ono odbija tylko nasz wymiar zewnętrzny. Wnętrze pozostaje ukryte, ale jest najistotniejsze.

Myśląc o swoich granicach, uświadamiam sobie, że tak samo ważne jest to, co mam, jak i to, czego nie mam. Oba te aspekty składają się przecież na wartość mojej osoby - sprawiają, że jestem jedyna i niepowtarzalna.

Każdy człowiek jest unikalną kombinacją cech i predyspozycji. Nie ma dwóch takich samych osób. Dlatego warto poznawać, na czym polega nasza wyjątkowość. 

Bardzo często wydaje się nam, że jeszcze tyle rzeczy musimy zrobić, żeby okazać się naprawdę wartościowymi ludźmi. Koniecznie zaliczyć jeszcze taki kurs, koniecznie zdobyć jeszcze takie doświadczenie, koniecznie popracować jeszcze nad tym czy tamtym... Nie chcę tutaj popierać nieuctwa, braku wykształcenie czy amatorszczyzny. Chodzi mi tylko o zachowanie odpowiednich proporcji i świadomość kierunku naszych działań. Wierzę, że to wszytko, czego tak naprawdę potrzebujemy, zwykle jest już w nas, tylko o tym często nie wiemy albo zapominamy. Zdarza się, że brniemy w na oślep w kilku kierunkach na raz, poszerzając zakres swoich umiejętności i uprawnień, zamiast doskonalić się w obrębie tego, co już osiągnęliśmy. Albo nie starcza nam czasu na to, by odkryć, co jest tak naprawdę naszym powołaniem. Boimy się podążać wąską ścieżką naszych pragnień, marzeń, prawdziwych zainteresowań, bo wydaje się nam, że tylko to, co modne i to, co robią wszyscy inni, warte jest zachodu. Na siłę forsujemy ramy, które wyznacza nam nasze życie i zatracamy swoją niepowtarzalność.

Trzeba dać sobie czas na swój wewnętrzny rozwój, na poznawanie siebie i swoich granic, na docieranie do swojej unikatowej głębi...

11 lutego 2013

Miód


Apetyt na życie w dużej mierze zależy od tego, jak czuje się nasze ciało. Na to z kolei niebagatelny wpływ ma dieta, czyli to, co, jak i z kim jemy. Nie mam ambicji prowadzenia bloga kulinarnego i dzielenia się z Wami ulubionymi przepisami. Chociaż... Kto wie, co będzie potem :). Na razie w kuchni chciałabym zaserwować Wam szczyptę refleksji na temat różnych produktów żywnościowych, które mogą umilać codzienny jadłospis. Uważam bowiem, że ważnym etapem docierania do siebie jest również docieranie do swoich ulubionych smaków i smaczków. Odkrywanie ich, rozkoszowanie się nimi, celebrowanie chwil, kiedy możemy próbować i degustować - to czysta radość! W konsekwencji można rozsmakować się w sobie, we własnym życiu! Pyszności!

Miód jako naturalny produkt spożywczy
zdjęcie zaczerpnięte ze strony www.we-dwoje.pl

Dziś rzecz będzie o miodzie. Poza smakiem uwielbiam jego złocisto-przezroczysty bursztynowy kolor oraz miękką gęsto-lejącą konsystencję. Niekoniecznie lepkość.

Bardzo lubię produkty naturalne, które poza wartością odżywczą posiadają własności lecznicze. Miód wspomaga odporność, łagodzi kaszel i ułatwia trawienie oraz pracę jelit. Lubię myśleć o tych jego cechach i czuć, że dodając go do ciepłej herbaty czy po prostu zlizując z łyżeczki, dbam o swoje zdrowie i mogę sama troszczyć się o siebie w taki prosty i zwyczajny sposób. 

A miód zimą to też dla mnie wspominanie lata. Otulanie się ciepłymi myślami o ulach, pasiekach i plastrach. O zapachu lipy w powietrzu rozgrzanym słońcem. Przywoływanie w pamięci łąki pełnej kwiatów, z których pszczoły pracowicie zbierają nektar.

fot. Krzysztof Wieczerzak ©

2 lutego 2013

Bałwan ze śniegu


W dziecięcym pokoju nie może zabraknąć baśni.

Jest taka jedna, którą lubię szczególnie. Napisał ją Hans Christian Andersen i - co ciekawe - nie ma w niej klasycznego podziału na bohaterów dobrych i złych. Nie ma tam pięknych księżniczek, odważnych rycerzy i przebrzydłych smoków. Nie ma trzech braci, zaczarowanych pierścieni ani siedmiu wzgórz... 

Jest za to śniegowy bałwan, który - powiedzmy to sobie dosadnie - wydaje się na początku nieokrzesany i zwyczajnie głupi.

Bałwan tęskni do pieca, o którym opowiedział mu podwórkowy pies i który widać czasami przez okno sutereny, kiedy mróz nie maluje na szybie wymyślnych wzorów.

Zamiast cieszyć się sprzyjającą aurą, którą objawiają mrozowe malowidła, bałwan smuci się, gdy nie może dostrzec przez nie rozgrzanego pieca i z tego smutku cały czas aż coś w nim trzeszczy.

Czyż nigdy się tam nie dostanę? Przecież to niewinne życzenie, a nasze niewinne życzenia spełniają się zazwyczaj. Jest to moje najskrytsze życzenie, moje jedyne życzenie, byłoby to niesprawiedliwe, gdyby się nie ziściło. Muszę tam się dostać. Muszę się do niego przytulić. Nawet gdybym miał stłuc szybę w oknie.

Przyznaję, że gdy czytałam tę baśń po raz pierwszy, bliska byłam odczuciom podwórkowego psa, który nie mógł zrozumieć bałwana i uważał, że brak mu wiedzy i doświadczenia.
 
A przecież na początku baśni jasno jest napisane, że bałwan intuicyjnie odczuwał zagrożenie, jakie niosą dla niego promienie słońca. Coś więc jednak o świecie wiedział.
 
Zresztą ten szczegół zauważyłam niedawno. Przypuszczam, że nawet gdybym na ten stosunek bałwana do słońca zwróciła uwagę wcześniej, to to i tak byłoby dla mnie za mało, by móc bałwanowi zaufać i potraktować jego absurdalne marzenie dotyczące pieca poważnie. 
 
Tak więc, z góry przewidywałam "rozsądną" puentę. Coś w rodzaju: żeby żyć na świecie bezpiecznie, trzeba dorosnąć, słuchać przede wszytkim innych i zdobyć potrzebne doświadczenie, bo inaczej można wpaść w kłopoty.
 
Jakież było moje zdziwienie, gdy na końcu się okazało, że bałwan miał w środku pogrzebacz, który wspierał całą jego konstrukcję...
 
Więc nie miał racji podwórkowy pies. Pragnienie bałwana było jak najbardziej uzasadnione. Jego tęsknota wyrażała najprawdziwszy głos jego wnętrza. On sam wiedział najlepiej, co jest dla niego dobre i pożyteczne.
 
Bałwan ze śniegu miał dziwne uczucie, z którego sam nie zdawał sobie dobrze sprawy: ogarnęło go coś takiego, czego nie znał, ale co znają wszyscy ludzie, o ile nie są bałwanami ze śniegu.
 
Mam wrażenie, że my często jako dorośli zatracamy zdolność podążania za niewinnym głosem naszego serca. Z góry zakładamy, że nasze najskrytsze marzenia wiążą się z jakimś niebezpieczeństwem, więc wolimy zagłuszać je i raczej się nimi nie zajmować.
 
Ale nawet jeśli tak bywa, zawsze można to zmienić i wsłuchać się w to, co w nas aż trzeszczy i wzywa na drogę spełnienia.
 
Słyszysz, co w Tobie trzeszczy?
Do czego najbardziej tęsknisz?