30 marca 2014

ALFABET UCZUĆ

Złość a agresja

 

Kiedyś za agresję byłam skłonna uważać przede wszystkim gwałtowne czyny typu: bicie, kopanie, szarpanie, popychanie, opluwanie itp.

Później oświeciło mnie, że agresywne mogą być też słowa - wszelkie wyzwiska, przekleństwa, oszczerstwa wypowiadane w kierunku drugiej osoby, jak również komunikaty niby pod względem treści neutralne, a jednak wykrzyczane po to, aby innego człowieka przestraszyć, osaczyć, zmusić do czegoś etc.

Kiedy już odkryłam, że agresją jest krzyk i nie można przenosić odpowiedzialności za niego na osobę, która rzekomo ten krzyk wywołuje, dotarło do mnie, że bardzo głębokie rany w człowieku może pozostawiać każdy opryskliwy ton głosu, nerwowy styl odzywania się wynikający ze zniecierpliwienia, zdenerwowania, czasem zmęczenia.

Stąd już blisko było do spostrzeżenia, że nie tylko wrzaski pod adresem drugiego człowieka i nie tylko mówienie do niego poirytowanym głosem jest zachowaniem agresywnym, ale i trzaskanie drzwiami, uderzanie ręką w stół, rzucanie tym, co jest w zasięgu ręki, nade wszystko zaś długie godziny milczenia, odmowa próby rozwiązania konfliktu poprzez rozmowę i celowe (choć czasem nieuświadomione) utrzymywanie napiętej atmosfery.

Orzech włoski
zdjęcie ze strony www.swiatkwiatow.pl
Równolegle z tym rozszerzaniem zbioru zachowań agresywnych docierało do mnie, że nie tylko ja bywam ofiarą agresji, ale i sama jestem w stosunku do otaczających mnie osób agresywna. 

Uświadamianie sobie tych wszystkich zależności jest krokiem w kierunku zmniejszania poziomu agresji w moim środowisku.  Od zmiany na poziomie mentalnym do zmiany zachowań i automatycznych czasem odruchów droga jest bardzo długa. Liczą się jednak dobre intencje, wytrwale podejmowany wysiłek woli w procesie zarówno bronienia siebie przed agresją innych, jak i bardziej wrażliwego, uważnego i empatycznego traktowania ich z mojej strony.  

W tym wszystkim trzeba być czujnym, by nie wpaść w sidła perfekcjonizmu, który przy każdej porażce w kwestii ograniczania zachowań agresywnych dyktuje poczucie bezradności, rozpacz i poczucie winy. 

Tymczasem to wcale nie jest tak, że już nic dobrego nie mogę zrobić, gdy mi się nie uda w porę rozpoznać mojej złości i staję się agresywna, zamiast konstruktywnie ją wyrazić.

Przeciwnie: 

* mogę zauważyć moją agresywną reakcję, 
* mogę spróbować ją zatrzymać

a nawet jeśli mi się to nie uda,

* mogę przyznać się do tego przed sobą i przed poszkodowanym, 
* mogę spróbować wyrazić jeszcze raz to, o co mi chodzi, w sposób bardziej empatyczny dla siebie i  tej drugiej osoby, 
* mogę ją przeprosić i wyrazić skruchę.

Przede wszystkim zaś:

* mogę nie załamywać rąk, nie dręczyć się wyrzutami sumienia i z nadzieją popatrzeć w przyszłość.

Wtedy:

* będę mogła przy następnej okazji spróbować jeszcze raz nie zamieniać uczucia złości w destruktywną agresję.

Myślę, że ta intencja wytrwałego podnoszenia się po każdej nie do końca udanej próbie jest tutaj kluczowa.

I wiara w to, że agresywne zachowanie w sytuacji z jakichś powodów dla mnie skrajnej nie określa i nie definiuje mnie ostatecznie. Nie chodzi o to, żeby się ciągle fałszywie usprawiedliwiać i powodów przemocy doszukiwać się stale w zachowaniach otaczających mnie osób. 

Ważne jest jednak to, o czym piszą w swojej książce Gajdowie: "Co jest (...) prawdą o tobie, chwila, w której objawiła się twoja słabość, czy życie, które na co dzień prowadzisz i postawy, które w sposób świadomy wybierasz? Przecież w rzeczywistości chcesz kochać i przez większość życia wspaniale ci się to udaje! Naprawdę, jesteś zdolna do miłości i widać to na co dzień. Ta chwila [niekontrolowanego wybuchu złości - M. M.-W.] pokazała, że w wyczerpaniu fizycznym reagujesz agresywnie. Ale agresja to nie jest cała prawda o tobie".

A Ty? Czujesz się częściej ofiarą agresji czy jej sprawcą?
Czy używasz słowa "agresja" w swoim codziennym życiu? W jakim kontekście?
A może unikasz go i boisz się w ogóle tego tematu? Dlaczego?
 

25 marca 2014

ALFABET UCZUĆ

Lęk - Złość - Lęk



Po tym, co ostatnio napisałam o złości, uświadomiłam sobie mocniej to jej sprzężenie z lękiem

Moja złość obwarowana jest z dwóch stron lękiem. To właśnie lęk ją wywołuje, ale też - przewrotnie - blokuje ją

Żeby więc konstruktywnie przeżywać tę ważną emocję, żeby nie prowadziła ona do przemocy, ale do twórczego przepracowania konfliktu, warto chyba pochylić się nad tym lękiem i jemu poświęcić trochę uwagi.

Orzech włoski - Juglans regia
zdjęcie ze strony www.sadownictwo.com.pl

Z jednej strony jest to leżący u źródeł złości lęk przed tym, że jakaś ważna moja potrzeba zostanie niezaspokojona.

Podchodzi do mnie dziecko i mówi mi, że chciałoby się ze mną pobawić, a ja akurat teraz chciałam odpocząć. Zmęczyłam się gotowaniem obiadu. Potrzebuję chwili wytchnienia, odprężenia, zajęcia się tylko sobą samą. Jeśli zbagatelizuję tę potrzebę, przeoczę ją, będę udawać, że jej nie ma, wówczas może się i z dzieckiem pobawię, ale prędzej czy później zemści się to na nas. W najmniej oczekiwanym momencie wybuchnę. Może na to samo dziecko, może na inne, może na męża, może na panią w sklepie, może nawet na siebie samą albo wyżyję się, trzaskając drzwiami, kiedy jakaś błahostka wyprowadzi mnie z równowagi. 

Kiedy jednak uświadomię sobie w porę mój lęk przed tym, że nie będę mieć czasu na odpoczynek i kiedy potraktuję tę lęk poważnie (tak samo poważnie, jak potrzebę dziecka, które chce spędzić ze mną trochę czasu na zabawie), wtedy łatwiej mi będzie poszukać dla nas jakiegoś wyjścia, które będzie dobre dla nas obojga. Może, kiedy powiem dziecku, że teraz wolałabym posiedzieć przez chwilę w fotelu, ono zrozumie to i pobawimy się później. Może ono wybuchnie płaczem, ale dla mnie samo wypowiedzenie moich potrzeb wystarczy, bym w spokoju serca mogła przez chwilę się z nim pobawić, a potem poleniuchować. Może po prostu wystarczy, że przeczytam mu książeczkę - wtedy i ono nasyci się moją uwagą i obecnością, przezwycięży nudę, i ja trochę odsapnę. Może wymyślę jeszcze wiele innych konstruktywnych rozwiązań.

Bo w gruncie rzeczy mój lęk o moje potrzeby opiera się na błędnym przekonaniu, że jest tylko jeden sposób ich zaspokajania, że to inni powinni wziąć odpowiedzialność za ich spełnianie, a nie ja sama, i że potrzeby innych są ważniejsze niż moje. 

Tymczasem okazuje się, że moje potrzeby są tak samo ważne, jak potrzeby innych. Jest wiele najróżniejszych sposobów troszczenia się o nie i to ja mam realny wpływ na ich zaspokajanie. 

Co nie znaczy, że nie mogę w tym liczyć na pomoc i wsparcie innych ludzi. Ważne jednak, żebym nie oczekiwała, że oni będą się wszystkiego domyślać, albo spełniać każdą moją prośbę. Jako wolni ludzie mają prawo do odmowy i muszę to uszanować. Podobne prawo do odmowy mam przecież ja sama.

Rozbroiwszy nieco lęk, który jest podłożem mojej złości, warto przyjrzeć się tej sprawie z nieco innej perspektywy.

Bo to wszystko, co powyżej napisałam, wcale nie oznacza, że nie mogę poczuć złości, kiedy po ugotowaniu obiadu, chciałabym w końcu odpocząć, a ten maluch akurat teraz potrzebuje się ze mną pobawić. Mogę poczuć jeszcze większą złość i frustrację, kiedy zacznie płakać, gdy mu powiem, że teraz nie mam ochoty na zabawę. Mogę nawet przeżywać wściekłość, kiedy dodatkowo kopnie mnie w takiej sytuacji. Bo przecież chciałam odpocząć, a tu nagle tyle hałasu i wrzasku!

Najczęściej w takich chwilach brakuje mi cierpliwości. Reaguję krzykiem, który nie polepsza sytuacji. Uczę się dopiero rozumieć, że atak złości małego dziecka często wiąże się z niedojrzałością jego mózgu, o czym przekonująco pisała Margot Sunderland w książce "Mądrzy rodzice". Ono potrzebuje czasu, żeby wyrażać swoją złość, nie raniąc innych. Skoro mnie - dorosłej osobie - tak trudno poradzić sobie ze złością, to ten mały człowiek tym bardziej ma do tego prawo. Zresztą, ode mnie powinien się uczuć.

A ja często popadam ze skrajności w skrajność. Albo daję się ponieść złości i reaguję agresywnie, na przykład krzycząc. Albo, tłumię złość, bojąc się skrzywdzenia drugiej osoby i moich nieuporządkowany reakcji. Mój lęk przed zranieniem drugiego, lęk przed konfliktem i przed nieprzyjemną atmosferą sprawia, że wolę udawać, że wcale nie czuję złości. "Przecież nie można złościć się na małe i w dodatku ukochane dziecko" - podpowiada mi fałszywie mój strach.

Tymczasem sama złość nie jest niczym złym. To moja naturalna reakcja emocjonalna włączająca się w sytuacji, gdy zagrożona jest jakaś moja ważna potrzeba. Mogę poczuć złość na każdego: na dziecko, na męża, na przyjaciela, na osobę chorą, niepełnosprawną lub starszą. Mogę  poczuć złość nie tylko na tych, których nie lubię, ale i na tych, których kocham i którzy są mi bliscy. Mogę poczuć złość w stosunku do osób silnych i słabych. Bo sama złość jako uczucie nie robi nikomu krzywdy, a często - przeciwnie - konstruktywnie przeżyta przyczynia się do umocnienia relacji. Mogę wtedy powiedzieć: "Umiemy dojść do zgody, nawet wtedy gdy przeżywamy kryzys, gdy odkrywamy, że jesteśmy różni od siebie i nieraz mamy sprzeczne dążenia". Gdy czuję złość, to znaczy, że nie jestem wobec drugiej osoby obojętna, że ciągle zależy mi na niej. Nawet wtedy, gdy odkrywam różnicę zdań między nami. Nie muszę bać się konfliktu, bo on daje nam szansę rozwoju, wywołuje potrzebę twórczego dialogu. Na tym polega miłość. 

zdjęcie ze strony www.naukawpolsce.pap.pl

Mogę powiedzieć dziecku: "Czuję złość, kiedy prosisz mnie o zabawę w momencie, gdy akurat chciałam odpocząć". A gdy się rozpłacze: "Widzę, że jest Ci smutno i  przeżywasz frustrację z powodu mojej odmowy". Jeśli moje napięcie wzrośnie, mogę dodać: "Wiesz, kiedy tak głośno płaczesz, ja też przeżywam frustrację. Tak bardzo chcę odpocząć, a Twój krzyk nie pozwala mi na to, ale bardzo chcę, aby spróbować znaleźć jakieś dobre rozwiązanie dla Ciebie i dla mnie". Bywa, że i to nie pomoże. Prymitywne instynkty wezmą górę (odsyłam raz jeszcze do książki Sunderland) i dostanę kopniaka. Wtedy mogę powiedzieć stanowczo i twardo: "Czuję wściekłość, kiedy mnie kopiesz! Nie lubię być workiem treningowym!"

Nie wiem, czy i to pomoże. To, jak rozwinie się konflikt zależy tylko w pięćdziesięciu procentach ode mnie.

Wiem, że swojej złości nie muszę się bać. Tak samo, jak nie muszę się bać napadów złości małego dziecka. One nie mają nic wspólnego z brakiem miłości i szacunku. Są odruchem, który dziecko może nauczyć się z biegiem czasu kontrolować. W dużej mierze od rodziców zależy, czy będzie umiało w przyszłości wybrać zdrowy środek: ani nie tłumić złości, ani nie reagować pod jej wpływem agresywnie. 

Krótko mówiąc: czy będzie potrafiło poradzić sobie z lękami, które obwarowują złość... 

***

To miał być krótki wpis, a powstał długachny elaborat. Może dlatego, że trudno o tak skomplikowanych sprawach pisać krótko i zwięźle.

Tym razem pozostawiam każdego z Was tylko z jednym pytaniem:
Który z wyżej opisanych lęków, jest Ci trudniej oswoić: lęk przed niezaspokojeniem Twoich potrzeb czy lęk przed przyznaniem się do złości i jej wyrażeniem?

17 marca 2014

ALFABET UCZUĆ

Złość


Od jakiegoś czasu czuję wewnętrzne przynaglenie do tego, by zebrać w kilku punktach najważniejsze prawdy, jakie odkryłam w ciągu minionych kilkunastu miesiący na temat emocji, jaką jest złość.

Przyznam, że jest to uczucie, które jest dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia i pewnie rozpracowywanie go w mojej codzienności zajmie mi jeszcze sporo czasu.

Tymczasem jednak wiem, że:

1. Złość jest uczuciem, jak każde inne. To znaczy, że jest sama w sobie neutralna: ani pozytywna, ani negatywna, ani dobra, ani zła. Jest moralnie obojętna.

2. Złość należy do uczuć trudnych w przeżywaniu. Jest nieprzyjemna i męcząca. Problematyczna.

3. Największy problem ze złością jest taki, że niekonstruktywnie przeżywana (np. tłumiona), bardzo szybko przemienia się w agresję, której już nie można usprawiedliwiać. Nawet bierna przemoc jest zjawiskiem negatywnym. Zachowanie agresywne w stosunku do drugiej osoby z moralnego punktu widzenia jest złe.

4. Złość najczęściej sprzężona jest z innymi bardzo silnymi emocjami, których jednak na początku nie uświadamiamy sobie. Zwykle jest to przede wszystkim lęk, ale także wstyd, zazdrość, poczucie winy.

5. Jak każde uczucie, złość komunikuje nas o czymś bardzo ważnym w relacji, jaka zachodzi pomiędzy nami i światem. Złość zwykle mówi o tym, że boimy się, iż jakaś ważna dla nas potrzeba nie zostanie zaspokojona. W tym znaczeniu złość jest odwrotną stroną lęku przed niespełnioną potrzebą.

Na razie tyle. Długo chciałam mieć jakąś gotową receptę na złość, ale chyba takiej nie ma. Wierzę jednak, że już sama świadomość pewnych spraw dotyczących uczuć może pomagać w ich oswajaniu, akceptowaniu i mądrym przeżywaniu, z korzyścią dla siebie i otoczenia.

Z czym kojarzy Ci się złość? 
Czy złość jest dla Ciebie zła? Dlaczego?

Jak (nie)radzisz sobie ze złością?
(To pytanie zadaję nie tylko po to, żaby zainspirować Cię do samodzielnej refleksji, ale by zachęcić Cię do podzielenia się swoim doświadczeniem w tej sprawie, bo temat złości bardzo mnie interesuje. Komentarze, jak zawsze, mile widziane).

10 marca 2014

Gałganki

 

Kiedy byłam mała, uwielbiałam szyć.

http://sklep.dastal.com.pl/foto/towary/midi/04608b45a0b7f413107a367215302e77.JPG
zdjęcie ze strony www.sklep.dastal.com.pl


Szyłam ubranka dla lalek, kołderki i poduszki. Poza tym lubiłam haftować, szydełkować, tkać i robić na drutach. Oczywiście moje krawieckie wyczyny nie były zakrojone na szeroką skalę. To była twórczość dziecięca. W zalążku właściwie...


http://la-maison.pl/image.php?main=images/zdj_336.JPG&watermark=watermark.png
zdjęcie ze strony www.la-maison.pl



Teraz dużo bym dała za kuferek, który gromadziłby wszystkie moje szwalnicze skarby. 

Pamiętam, że miałam takie małe, czarne, magiczne pudełko od cioci, w którym kryły się różne rozmiary igieł, agrafek i guzików. A choć było bardzo małe, nie brakło w nim nawet naparstka. Wyścielone było w środku bordowym aksamitem i doprawdy nie wiem, co się z nim stało. Gdzie i kiedy przepadło? Gdy sobie o nim niedawno przypomniałam, serce zabiło mi mocniej i poczułam skurcz żołądka. Radość z odzyskanego wspomnienia i nutka żalu, że pudełka już nie ma. Bo choć było bardzo małe, stanowiłoby dla mnie bezcenną pamiątkę.

Więc umieszczam je na moim wirtualnym strychu. I tak, dzieląc się z Wami tym wspomnieniem, przywracam je na moment życiu.

Tak, jak różne moje kawałki materiałów. Kordonki, muliny i włóczki. Dla kogoś obcego to tylko niepotrzebne skrawki

Dla tamtej dziewczynki, którą kiedyś byłam - prawie cały świat.

Niciarka - na nici igły szpilki
zdjęcie ze strony www.sofer.pl

4 marca 2014

Lustro

 

Można być pięknym i długo nic nie wiedzieć o tym.
Można być pięknym i ciągle mieć wątpliwości. Nie dowierzać i wyliczać tylko mankamenty swojego wyglądu.

fot. Krzysztof Wieczerzak ©
fot. Krzysztof Wieczerzak ©



















Jak często, patrząc rano w lustro, otulasz swą sylwetkę troskliwym i czułym spojrzeniem?

Czy darzysz siebie codziennie podczas porannego przemywania twarzy afirmującym uśmiechem, który oznacza zgodę na istnienie i radość życia? Radość z Twojego życia! 

Myjąc zęby - czy spędzasz te drobiny czasu bezmyślnie? Martwisz się wtedy, co masz dziś do zrobienia? Układasz w głowie listę zdarzeń? A może po prostu patrzysz ze spokojem w lustro... I z akceptacją oraz ciekawością przyglądasz się swojemu ciału, które umożliwia Ci co dnia wykonywać mnóstwo wspaniałych rzeczy.

A kiedy już założysz ubranie - obejmiesz wzrokiem całą swoją sylwetkę. Nie! Nie po to, by z niepokojem sprawdzić, czy dobrze wyglądasz - tak jak oczekują tego od Ciebie inni. Lecz po to, by zachwycić się sobą.

Bo przecież Twoje piękno jest niekwestionowane, nawet wtedy, gdy zdarza Ci się je przeoczyć.

1 marca 2014

Wewnętrzne dziecko

(Aneta Łastik,Wydawnictwo Studio Emka 2008, 2013)



fot. Krzysztof Wieczerzak ©



Głos, czyli co?

Właściwie ta książka jest kontynuacją pierwszego tomu tej samej autorki, noszącego tytuł: Poznaj swój głos. Polecam wersję audiobook-ową, gdyż można wtedy usłyszeć samą Anetę Łastik - wybitną pieśniarkę, interpretatorkę utworów Bułata Okudżawy, nauczycielkę śpiewu.


fot. Krzysztof Wieczerzak ©

Błędem byłoby jednak twierdzić, że są to książki przeznaczone tylko dla ludzi, którym głos służy jako najważniejsze narzędzie pracy. Nie są to więc pozycje wyłącznie dla piosenkarzy, aktorów, dziennikarzy, prezenterów, radiowców etc. 

Są to natomiast bezcenne lektury dla osób, które chcą świadomie kształtować swoje życie i mają odwagę zmierzyć się z tematem swojego dzieciństwa oraz przyjrzeć się, jaki wpływ na ich obecne zachowania mają dawne relacje z rodzicami.

Aneta Łastik utożsamia bowiem głos z wewnętrznym dzieckiem, które każdy nosi w sobie. Autorka zauważą, że oddech, to tyle samo, co życie. Zaczynamy naszą życiową podróż na wdechu i kończymy na wydechu. Jej zdaniem poznawanie swojego głosu oznacza poznawanie samego siebie, swojego prawdziwego - często ukrytego i zagłuszonego - "ja". Śpiewać czysto może tylko ten, kto pozostaje w zgodzie z sobą i ze swoimi uczuciami.



Dziecko, czyli kto?

O ile dla pieśniarza praca z głosem stanowi kwintesencję jego aktywności zawodowej, o tyle dla człowieka pragnącego pracować nad sobą głos może okazać się cennym narzędziem, pozwalającym na kontakt z sobą - z dzieckiem, którym kiedyś był i które nieświadomie doświadczało przeróżnych emocji, ale w przeszłości nie potrafiło sobie z nimi poradzić. 

Choć głównym bohaterem książek Anety jest tytułowe wewnętrzne dziecko, tak naprawdę wiodącą intencją autorki jest chyba obudzenie w każdym czytelniku dorosłego, który jest odpowiedzialny, świadomy siebie, mądry, ma poczucie wpływu na swoje życie, odważnie podejmuje decyzje, posiada silną wolę, a przy tym potrafi być wrażliwy na potrzeby i uczucia dziecka - tej najbardziej bezbronnej części samego siebie, której rodzice często nie traktowali w odpowiedni sposób.
 
Rodzice dla maleńkiego dziecka są bogami, ich dom jest całym światem. Wzorce zachowań, wartościowanie świata, percepcja siebie, pochodzi stamtąd. Z domu. (...) Przyjmujemy od rodziców wszelkie przekazy, nawet te nieświadome, i bywa, że w ten sposób żyjemy nie swoim życiem.

Dlatego podstawowe przesłanie książek Anety Łastik brzmi: weź dziecko za rękę i poprowadź je przez całe życie. Oznacza to pełną mobilizację do obserwacji wewnętrznego dziecka, a więc przeróżnych odruchów bezwarunkowych i automatyzmów wyuczonych w dzieciństwie, które są dla nas szkodliwe.



Na głos - w wyobraźni - teraz

Zwróciłam już kiedyś uwagę na tę intuicję Anety tutaj, ale mam wrażenie, że warto tę sprawę doprecyzować jeszcze raz. 

Praca z wewnętrznym dzieckiem polega na ożywieniu wyobraźni, przypominaniu sobie siebie, swoich trudnych przeżyć i towarzyszenie w nich sobie. Jako realne dzieci byliśmy nieświadomi, bezbronni, całkowicie zdani na dorosłych, którzy nie zawsze umieli stanąć na wysokości zadania, stąd tyle w nas zranień. Ale te przykre doświadczenia nie muszą determinować naszego życia. Aneta podpowiada, że dojrzałość oznacza wzięcie odpowiedzialności w dorosłym życiu za tamte sytuacje: nie opuszczanie siebie, zwłaszcza w swoich słabościach, pełne czułości zajmowanie się sobą, słuchanie swoich potrzeb, obrona przed ludźmi, którzy krytyką, ocenianiem i brakiem empatii krzywdzą.

Tu właśnie z pomocą przyjść może głośne rozmawianie z sobą. Zdaniem autorki najlepiej praktykować tę pracę z wyobraźnią w czasie teraźniejszym. 

Pisząc o potrzebie poddania w wątpliwość wyniesionych z domu „prawd” o nas i odkrywaniu siebie jako nowej osoby, czyli zalecając programowaniu dziecka, Aneta Łastik sugeruje, by:

- często chwalić dziecko,
- pozwolić mu wyrazić to, co lubi i co mu się podoba,
- często rozmawiać z nim, wypytywać o to, jak się czuje, co myśli, co przeżywa,
- nauczyć je akceptująco mówić o sobie,
- pocieszać, gdy jest mu źle i smutno oraz tłumaczyć, że to minie,
- tłumaczyć, przekonywać, gdy czegoś się boi, przygotowywać do wszystkiego, co trudne,
- zapewnić je o ochronie, o tym, że je zabierzemy z domu rodzinnego, jeśli rodziciele nie zmienią swojego stosunku do niego i nie przeproszą za przykre słowa i lekceważenie,
- przepraszać, gdy spostrzeże się post factum, że przez jakiś czas się je zaniedbywało lub gdy zdarzy się nam powiedzieć mu coś przykrego, np. zacytować krzywdzące opinie rodziców, 
- zalecać przepraszanie siebie, gdy coś złego o sobie powie,
- wymyślać, jak zająć mu czas,
- szczegółowo opowiadać mu, jakie życie prywatne i zawodowe mu planujemy.

Zawsze, gdy nie mamy dalszego programu na nową drogę, automatycznie wracamy „do domu” - czyli do znanych zachowań! - pisze autorka.

W innym miejscu zaś oddaje głos jednej z osób, która zastosowała jej pomysł na pracę wewnętrzną w swoim życiu i potem podzieliła się notatkami z dialogów, jakie prowadziła ze swoim wewnętrznym dzieckiem: chciałam, abyś zrozumiała, jak ważne jest żyć według własnych kryteriów i wzorców, na podstawie wyłącznie twojej oceny, to znaczy tak, jak sama sobie wymarzysz, jak zdecydujesz. Ludzie często kierują swoim życiem tak, by usatysfakcjonować rodziców, albo – wręcz przeciwnie – działają wbrew ich woli, na przekór im.

Obie drogi są tak naprawdę trwaniem w niewoli swojego dzieciństwa. Aneta Łastik nawołuje jednak, by być twórczym w poszukiwaniu swoich własnych rozwiązań i nawet zawarte w obu książkach sugestie zaleca traktować tylko jako inspirację, a nie gotowe rozwiązania. Nie oddawajmy naszego życia w niczyje ręce! 


Przebaczać? Usprawiedliwiać?

Dla mnie jest w omawianych książkach jeden wątek, z którym się nie zgadzam. Dotyczy on kwestii przebaczenia rodzicom. Aneta Łastik stoi mocno na straży przekonania, że nie można wybaczyć doznanych w dzieciństwie krzywd. Rozumiem chyba jej intencje. Zbyt szybko bowiem nieraz myśli się o przebaczeniu, zanim jeszcze do końca wyleczy się odniesione rany. 

Odczuwam jednak głęboki sprzeciw, kiedy czytam na przykład te słowa: Jest prawdą, że rodzice też mają za sobą przeżycia, które wyjaśniają (ale nie usprawiedliwiają) ich zachowania. Niemniej jednak to oni byli dorosłymi, a my dziećmi, więc to nas, a nie ich, należy uwolnić od poczucia winy.

Zdaję sobie sprawę, że w obliczu doznanych krzywd, na początku niewiele daje świadomość, że i nasi rodzice wynieśli sporo ran ze swojego dzieciństwa. Zgadzam się również z tym, że jako dorośli powinni być odpowiedzialni za swoje zachowania, tym bardziej jeśli zdecydowali się wychowywać dzieci. Wierzę jednak, że kiedy dobrze i wystarczająco długo leczy się swoje rany, to właśnie usprawiedliwienie rodziców, a nie tylko samo przebaczenie im, może przynieść głębokie ukojenie. Podpowiadają mi ten kierunek myślenia słowa Jezusa wypowiedziane z krzyża: "Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23, 34a). On nie tylko przebaczył złoczyńcom, ale i usprawiedliwił ich przed Ojcem.



Inspirująca puenta

Na koniec jeszcze raz oddam jednak głos Anecie Łastik, bo gorąco polecam przeczytanie/odsłuchanie obu książek i twórcze wykorzystanie jej pomysłów:

Na pytanie, co znaczy - "znaleźć samego siebie" i czy życie może być lepsze odpowiem, że życie nie jest ani dobre, ani złe - po prostu  j e s t. Natomiast to od nas zależy, czy  n a s z e  życie będzie dobre czy złe, to znaczy warte czy niewarte życia, bogate czy nie w przeżycia i prawdziwe, głębokie kontakty ludzkie.